wtorek, 29 kwietnia 2008

Dzień Zwycięstwa (?)

W tym roku Rosjanie obchodzą Dzień Zwycięstwa bardzo hucznie. Ma być tak, jak za najlepszych czasów. Bo dziś w Rosji jest dobrze, znów jest dobrze. A ten dzień nadaje się do manifestowania zadowolenia jak mało który.
Czy dla nas 9 maj to dzień radości? Koniec wojny jest chyba zawsze powodem do ulgi. Nawet wtedy, gdy po wojnie nie przychodzi prawdziwa wolność. Dlaczego nie mamy naszego końca wojny, a moze raczej dnia uwolnienia się od socjalizmu? Dlatego, ze niektórzy za nim tęsknią?

Na zdjęciu zolnierze ćwiczą przed defiladą. Plac Czerwony był zamknięty przez kilkanaście dni.
Posted by Picasa

Moskwa - co robić, czyli kulturalny program wielkiego miasta

Jeśli jedziecie do Moskwy, albo już w niej jesteście, możecie sobie zorganizować czas dzięki dwóm websitom.
Pierwszy to Afisha.ru - tu dowiesz się, co dzieje się w kinach, teatrach, czy sportowych arenach wielkiech Moskwy.
Drugi to Moscow News - tygodnik, gdzie pojawiają sie b. ciekawe rekomendacje dot. wycieczek po Moskwie oraz po całej Rosji. Bardzo polecam ten website, bo proponowane wycieczki moskiewskie dotykają miejsc, o których cicho, lub mało w przewodnikach.

czwartek, 24 kwietnia 2008

Saszetka - symbol męskości

Pamiętacie saszetki? Nosili je mężczyżni. To była niewielka torebka na dokumenty, okulary, klucze i inne szpargały. Na telefon komórkowy NIE. Dlaczego, bo czasy z jakimi wiążę saszetkę nie znały telefonu komórkowego.
Mój tata miał saszetkę, pamiętam, że zawsze dzierżył ją w ręku. Ale co tam mój tata, chyba wszyscy faceci mieli saszetki. Skórzane, skóropodobne (socjalizm kochał "podobne" rzeczy, pamiętacie wyrób czekoladopodobny? czekoladowy inaczej).
W Moskwie saszetki rulez. Zrobię zdjęcia, obiecuję, by pokazać Wam bogactwo wzorów i rozmarów. Kolor zwykle czarny.
Dla tych, którzy wciąż nie wiedzą, o czym piszę, zdjęcie naszej bohaterki.

Pomyślalem, co zastąpiło saszetkę. To chyba plecak, tj. plecaczek w wersji citi.
Jak myslicie?

Chiński lotnik Jao Da

To nie będzie wpis o bohaterze wojennym. Nie wiem kim jest Jao Da, i czy w ogóle istnieje (choć biorąc pod uwagę mnogość istnień ludzkich kraju china people, to pewnie jakiś Jao, a może nawet Da istnieje).

Uwaga: od razu się koryguję, tu jest historia naszego asa przestworzy http://www.jao-da.ru/htm/dd-1.htm
Po krótce gość miał małego fijoła, bo całe życie latał. Nawet syna spłodził niejako przy okazji podróży lotniczej. Syn ów, o imieniu Biernar, nie poszedł w ślady ojca, ponieważ został restauratorem. A może wręcz przeciwnie, poszedł w ślady, tj zrobił to, co syn lotnika Jao Da zrobić powinnien, czyli otworzył bary i restauracje. Strasznie trudno mi spekulować w tym temacie, bo choć pracowałem w tej branży (słynna, światowa sieć superduperbiper McDonalds :-), to o tradycjach lotniczych nie mam pojęcia.

Ale, ale...To jest miałbyć wpis nie lotniczy, nie wspominkowy, a o klubie w Moskwie, gdzie spędziłem uroczy wieczór. Klub założył Biernar.
Klub ma bogaty program kulturalny i bardzo fajny klimat. Mały, miły i można słuchać, można tańczyć. Kolejny raz przekonałem się, że muzyka i taniec to międzynarodowe języki, kulturowe esperanto, które pozwala swobodnie "porozumiewać się" w dowolnym miejscu świata.

Jesteś w Moskwie, pomyśl o Jao Da:: http://www.jao-da.ru/

wtorek, 22 kwietnia 2008

Moskiewski Państwowy Uniwersytet

Jeśli uczelnia ma porażać swoją wielkością, to GUM to czyni.
Przypomniały mi się wycieczki do dziekanatu i prośby do miłych i niemiłych pań, by pomogły coś załatwić. Tutaj nim znalazł bym dziekanat, to pewnie sprawa sama by się rozwiązała.
Uwierzcie mi, do środka zmieściłby się Pałac Kultury (no może bez iglicy). To chyba zupełnie inna koncepcja budownictwa edukacyjnego, niz zachodnie kampusy.
Musi się tam mieścic mnóstwo wiedzy :-).
Pipes w "Rosji carów" pisze, ze przez pierwsze lata wykładowcami uniwerka byli obcokrajowcy. Studenci ich nie rozumieli. Elita wysyłała dzieci na studia za granicę. Ci którzy zostali, nie znali języków.
Pamiętam, ze na pierwszych lekcjach matematyki w liceum tez nic nie rozumiałem. A nauczyciel był Polakiem.
Posted by Picasa

środa, 16 kwietnia 2008

Galeria Trietiakowska wyszła na ulicę.

O Trietakowskiej jeszcze tutaj nie pisałem. Będzie o niej więcej w przyszłości, bo zasługuje na to, oj zasługuje.
A tym razem popatrzcie - kampania outdoorowa, dzięki której można pooglądać cuda z Trietiakowskiej na ulicach Moskwy. Szczęśliwie sama Moskwa już nie tonie w śniegu, jak sanie na obrazie Kustodiewa.

Polewaczki

Częsty obrazek na ulicach i chodnikach rosyjskiej stolicy. Kilka razy, gdy rano zmierzałem do pracy myślalem, że po raz kolejny przespałem nocny deszcz. Nieprawda, to były kałuże po polewaczce.
A ta na obrazku pochlapała mi trochę obiektyw. Się człowiek poświęca, by dokumentować swój pobyt tutaj :-).

wtorek, 15 kwietnia 2008

Ja klient.

Będąć tutaj konsumuję. Kupuję, zamawiam, pożyczam, otwieram rachunki bankowe. Uczestniczę w obrocie gospodarczym. I go obserwuję. Ogólne wrażenie jest takie, że jakość usług tu oferowanych, sposób kontaktu z klientem np. w sklepie, czy salonie sprzedaży jest niższy niż w Polsce. To wrażenie może być potęgowane (i przez to nieprawdziwe) moją słabą znajomością (uczę się, uczę się cieżko) rosyjskiego i kompletnym brakiem znajomości angielskiego przez Rosjan. Czyli komunikacja może ważyć na moim odbiorze tego, co obserwuję.

Tu również zdarzają się rzeczy, które przypominają mi o całkiem nieodległej, polskiej przeszłości.
W niedzielę poszedłem na targi. Wielki kompleks targowy, obok siebie targi jachtów i motorówek, następnie elektroniczne i w końcu fotograficzne. Próbuje wejść na fotograficzne, młody chłopak przy wejściu pyta o bilet. Nie mam. Na to on, że mogę kupić w kasie - 300 rubli, albo od niego - 200 rubli. I tak to oszczędziłem stówkę.

Inna historia - Włosi chcieli wejść na lodowisko na Placu Czerwonym. Cennik wejścia i wypożyczenia jest tylko po rosyjsku. Oni pytają mundurowego (nie wiem, czy to żołnierz, czy jakiś milicjant), co powinni zrobić. Ja jestem niemym świadkiem. A ten im składa propozycje: wejście i pożyczka łyżew 800 rubli, ale on może to załatwić za 600. Czyni to rosyjsku, oni nie rozumieją ni w ząb. Tłumaczę im tę biznesową ofertę. Rozumieją jej treść, nie rozumieją skąd taki wybór. Ja rozumiem, przecież to nam Polakom wcale nie jest takie obce.

Ale dzisiaj pełny zaskon (zaskon jako efektem mojego słowotwórstwa - polecam, brzmi jak słyszycie pięknie). Szukałem studia fotograficznego. Przypadek wiedzie mnie do jakiegoś mega profesjonalnego miejsca. Na miejscu okazuje się, że:
muszę zarejestrować się na jednym z dostępnych komputerów
otrzymuję natychmiast kartę klienta
na moją komórkę przyjdzie sms z info, kiedy mogę odebrać zamówienie
otrzymuję dostęp do websitu, gdzie mogę składać kolejne zamówienia i płacić za nie.

I to jest cały urok. Żołnierz proponujący łapówkę i foto serwis full profeska.

sobota, 12 kwietnia 2008

Gdy dzieje się coś ważnego, nikt o tym nie wie.

Nie pierwszy raz o tym myślę, że "przesypiamy" ważne momenty naszego życia. Łatwo o chwilę zadumy, gdy rodzi nam się dziecko, bo to przecież oczywiste, że to ważny moment i czas naszego życia. Jednocześnie jest tak, że nasze życie zmienia tor, nabiera rozpędu, albo hamuje, a my przekonani że nic się ważnego nie dzieje, spokojnie patrzymy na kolejne dni. Taka jest natura zmian i nie jest moją intencją tutaj apelować, byśmy dzień po dniu robili rachunek sumienia i "na siłę" doszukiwali się w życiu oznak nowości.

Wróciłem do tej refleksji dzisiaj, właściwie bez powodu. A precyzyjniej powód był, tyle jego przyczyna pojawiła się od tak.
Otóż uświadomiłem sobie, że najważniejsze momenty mojego życia nastąpiły z końcem maja i początkiem czerwca 1989 roku.

Co się wówczas dzieje?
1. zdycha socjalizm. Mamy wybory, komuniści oddają władzę, ich system rozpieprza się dokumentnie, sami tracą wiarę, że mogą się jeszcze uratować. W Rosji pieriestrojka, scenariusz ataku Układu Warszawskiego nie jest już aktualny. Mój kraj rozpoczyna swoją wielką zmianę. Pietrzak nie ma już powodu śpiewać "żeby Polska była Polską" (inna rzecz jest taka, że on jeszcze będzie później to śpiewał, ale nie jest jedynym, który dał się uwieść kaczorom i wciąż widzi we wszystkim układ). Polska staje się niepodległa, kilka/kilkanaście lat później będziemy w NATO, w UE, nie będziemy pokazywać paszportów jadąc na narty w Alpy.
A jeszcze jedno: zaczynają wydawać Gazetę Wyborczą - to dla mnie b. ważne.

2. skutecznie zdaję do ogólniaka, dostaję się do klasy, gdzie poznaję moją przyszłą żoną i ludzi, którzy do dziś pozostają najważniejszymi postaciami mojego życia. Przez kolejne 4 lata ogólniaka staję się tym, kim jestem dzisiaj.

Przez kilka tygodni 1989 roku dokonuję się zmiany, które ważą na moim losie do dziś.
Czy czeka mnie jeszcze kiedyś podobna zmiana?
A może ona już nastąpiła, tyle że jeszcze tego nie widzę?

Dzisiaj Dzień Kosmonautyki


47 lat temu z kosmodromu Bajkonur odleciał rakiętą Wostok w kosmos Juri Gagarin. Latał sobie 108 minut i wrócił :-). Podejrzewam, że nie miał wyjścia, tj nie mógł np wylądować sobie w Stanach i poprosić o wizę. To chyba nie tylko nie było niemożliwe, ale i bez sensu. Gagarin po powrocie stał sie bohaterem. I się rozhulał, tj, pociągał gorzałkę i chodził na dziewczynki.
Niestety krótko cieszył się sławą pierwszego kosmonauty. W 1968 roku zginął w katastrofie lotniczej. Przyczyny nie zostały wyjaśnione, ale domysłów jest wiele. Od takich, że zarówno on, jak i jego instruktor lotniczy byli pijani, po ingerencję UFO. Mam przeczucie, że to UFO. Nawet jeśli byli pijani.

Przed Gagarinem w kosmosie była Łajka, kundelek wysłany przez Rosjan na orbitę okołoziemską. Co ciekawe Łajka nie była chowu laboratoryjnego, przeciwnie, znaleziono ją bezpańską na ulicach Moskwy.
Łajka zdechła podczas lotu. Wczoraj w Moskwie odsłonięto jej pomnik.

Jak widzicie plan podboju kosmosu jest mega śmiertelny.

PS. Gagarin nie lądował wracając z kosmosu, tj. nie lądował Wostokiem, którym odleciał z Ziemi. Katapultował się z niego i wylądował na spadochronie. Planowo, to nie była awaria.
PS. pierwszymi żywymi stworzeniami poza atmosferą były ... muszki owocówki. Przyznam, że dotąd miałem je za straszne dziadostwo, ale teraz: RESPECT.

piątek, 11 kwietnia 2008

Moskwa jakiej nie ma.


Dzisiaj o Moskwie jaka miała być, jaką chcieli ją uczynić socjalistyczni wizjonerzy.
Zaprzęgli oni do pracy największych radzieckich architektów: B. Icfana, A. Schuseva, I. Zholtovskiego, braci Vesnin , I. Fomina, L. Rudneva, I. Golosova, V. Schukova.

Cel był...no cóż, jaki mógł być? Uczynić z Moskwy pierwszą stolicę socjalistycznego świata, uosobiając w jej architekturze idee i osiągnięcia socjalizmu. A wszystko to oczywiście w jak najkrótszym czasie.

Projekty które tutaj pokażę, nie wyszły zwykle poza etap wizualizacji, czy makiety, żaden z nich nie doczekał się realizacji (z jednym wyjątkiem :-)). Chyba szkoda, bo niektóre imponują i jeśli zapomni się o całej ideologii, jaka za tym stała, są, przyznacie, ujmujące.


Pałac Rosjan



To co widzicie jest efektem ogromnego konkursu ogłoszonego w 1931 roku. Napłynęło 160 prac. Wygrała propozycja grupy architektów, w której był nawet Amerykanin (sic!).
Na szczycie oczywiście Lenin.




Pałac technologii



Budynek miał osiąść na brzegach rzeki Moskwy. To miał być oczywiście manifest technologii przemysłu, rolnictwa, transportu i komunikacji.
Bardzo lubię ten projekt.




Budynek Ministerstwa Przemysłu Cieżkiego



Z roku 1934. Tu już nie ma kompromisów, idziemy na maksa. Jest klasycznie, jest bogato, jest ciężko, bo to ciężki przemysł miał być tu planowany.
To chyba mój ulubiony.




Budynek Aeroflotu




Czyli krótko rok 1934 i "a monument to the glory of Soviet aviation". Ale uwaga: generalne założenia projektu zostały inkorporowane pół wieku później w kompleks budynków, które obecnie są zajmowane przez rząd Rosji.




Dom książki


To powinno być nauka, dla nas wszystkich. Oto szacunek dla książki, dla słowa pisanego, dla farby drukarsiej i papieru. W końcu dla geniuszu, dla pióra lekkiego.





Pałac Rosjan - jeszcze raz


I na koniec zatoczymy kółko. Rozpoczęliśmy od Pałacu Rosjan - projektu z 1934 roku, skończymy na ostatecznej wersji, starszej o 12 lat.
To miał być najwyższy budynek świata - 415m, na szczycie 100m Lenin. Ten budynek rozpoczęto budować, w 1939 roku odlano część fundamentów. 2 lat poźniej Hitler uderzył na Rosję i budowę przerwano. Nigdy jej nie wznowiono.
Nie ma 100m Lenina :-(.
Tekst inspirowany jest oraz zdjęcia pochodzą z serwisu Москва невоплощенная

poniedziałek, 7 kwietnia 2008

Komsomolec idzie na dno. To już 20 lat.

Pewnie wszyscy pamiętacie tragedie Kurska, rosyjskiego okrętu podwodnego. Ale wcześniej,
7 kwietnia 1988 roku zatonął Komsomolec, sztandarowy okręt podwodny marynarki radzieckiej. Stało się to na Morzy Norweskim koło Wyspy Niedźwiedziej, 600 km na północ od Murmańska, 300 km od wybrzeży norweskich.

Podaję za websitem "Okręty podwodne świata" :
"Ten niesamowity okręt podwodny był szczytem radzieckiej myśli technicznej. Podwodny myśliwiec, flagowy okręt największej podwodnej armady na świecie, duma radzieckiej armii i postrach NATO-wskich flot, leży spokojnie na dnie Morza Norweskiego. Jak mogło się stać, że uważany za niezatapialny okręt podwodny (tak twierdził podczas wodowania 9 maja 1983 roku marszałek Dimitrij Ustinow) jednak zatonął.

Okręt podwodny Komsomolec był wykonany z tytanu z niewielkimi dodatkami aluminium, cyrkonu, molibdenu, wanadu i talu. Tytan jest niemal dwa razy lżejszy od superwytrzymałej stali, z której robi się współczesne okręty podwodne. Niestety tytan jest blisko 10-krotnie droższym surowcem niż stal i bardzo trudnym w obróbce. Jednak Rosjanom udało się w zadowalający sposób opanować spawanie tego metalu, a koszty nie miały większego znaczenia.

Okręt mógł bez wynurzenia przetrzymać cztery miesiące i z głębin strzelać torpedo-rakietami RK-55. Taka torpeda wynurza się z wody, leci nisko nad powierzchnią morza dzięki czemu jest praktycznie niewykrywalna dla radarów, by blisko celu znowu zanurkować i niewidoczna dla przeciwnika, ugodzić głowicą atomową w cel podwodny lub nawodny. Prawdopodobnie okręt był również uzbrojony w pociski manewrujące SS-N-21 o zasięgu 3 tys. km. Nic jednak nie wiadomo na temat mocy głowic nuklearnych tych rakiet ani ich celności. Okręt był również uzbrojony w torpedy HWT-65 z głowicami o mocy 20 KT i zasięgu 50 km. Maksymalną szybkość 35 węzłów zapewniał okrętowi reaktor atomowy o mocy 190 megawatów."

Ten cud techniki 20 lat temu zatonął. Zginęło 48 ludzi. Większość w lodowatej wodzie, czekając na ratunek, ponieważ większość załogi opuściła okręt, nim zaczął on tonąć.
Leży na 1500 m, podobno zabezpieczony przed wyciekiem radioaktywnych materiałów.

Przypomniał mi sie "Das boot". Gdy kolejny raz będę go oglądał, przypomni mi się pewnie historia Komsomolca.

niedziela, 6 kwietnia 2008

Za mudurem panny sznurem

Werbunek żeglarzy drewniej odbywał się tak, że w knajpie, tawernie namawiano pijanych facetów do podpisania jakiegoś kwitu, ośmielając ich kolejnymi dawkami alkoholu. Nieco później jakiś copywriter - pionier napisał slogan obecny w tytule tego posta. Czy miał on wymiar międzynarodowy, czy lokalny, nie wiem. Tak czy siak dzisiaj werbunek odbywa się inaczej. Nawet w Rosji.



Ładne nie?, sfotografowałem to w metrze.
Napisali, iż puki jesteś młody i masz dużo sił i energii idź do wojska służyć kontraktowo. Obok zachęcający wojak i piękne, piękne widoki.

Mnie to rusza, tj. widoki, wojak jakoś mniej. Całe życie marzę o tym, by pracować na łonie natury, a ta obecna tutaj jest usobieniem moich najlpszych marzeń: woda, las, góry.

Zatem dziewczyny, szukajcie sznura, się zgłaszam, a co.

Nauka historii może wyglądać inaczej.

Miałem kiedyś taką debatę intelektualną, wewnętrzną (sam się śmieję z tego, co napisałem). Zderzyłem mianowicie dwa modele nauczania: model współczesny, gdzie dziecko uczy się "odzielnie" przedmiotów takich jak biologia, geografia, historia. I drugi model, model guwernantki, gdzie jak się domyślam, nie istniał taki rygor podziału. Wróciłem kilka dni temu do tego dualizmu rozwiązań, gdy rozpocząłem lekturę "Rosji carów" Richarda Pipes'a. Dlaczego?

Otóż dlatego, iż książka ta, traktując o historii Rosji od samego jej początku, rozpoczyna się rozdziałem "Środowisko geograficzne i jego znaczenie". Tak proszę Państwa, autor pisze o geografii, bo uznaje, że waży ona na historii Rusi. Waży bardzo mocno. Jak, pisać teraz nie będę, bo nie w tym rzecz, nie w tym dzieło - wolno tłumacząc z rosyjskiego :-).

Tu chodzi o to, że ucząc sie w modelu współczesnym zapominamy, a może powinienem napisać: utrwala się w nas podział, który jest nienaturalny i zgubny na skutecznego rozumienia otaczającego nas świata.

Idę szukać guwernantki. Dla syna oczywiście.

Rosja reżimem patrymonialnym.


Czytam tutaj "Rosję carów" Pipes'a. Pipes ma korzenie polskie, urodził się w Cieszynie, mieszkał w Warszawie, skąd uciekł w październku 1939 roku. Lata później został profesorem historii na Harvardzie, oraz doradzał Reaganowi w sprawach sowieckich i wschodnio-europejskich.

Pipes forsuje tezę, że Rosja to reżim patrymonialny. To taki reżim, gdzie "prawa suwerena i właściciela stapiają się do tego stopnia, że nie sa się ich od siebie odróżnić, a władza polityczna sprawowana jest tak jak ekonomiczna." To nie jest despotyzm (czyli władza absolutna) o tyle, że despotyzm to zdegenerowana władza monarsza. Reżim patrymonialny jest samorodkiem, nie mutacją innego porządku władczego. Pipes pisze "despota narusza prawa własności swoich poddanych; władca patrymonialny nie uznaje nawet ich istnienia". Zwierzchność i własność to jedno. Dalej, w takim reżimie nie istnieją formalne ograniczenia władzy politycznej, zapomnijcie o swobodach obywatelskich.

Patrymonializm jako reżim kształtuje się w Rosji od jej zarania, czyli od pochodu Słowian na wschód, co ma miejsce jeszce w pierwszym tysiącleciu naszej ery. A następnie utrzymuje się się przez całe drugie tysiąclecie.

Będzie na tym blogu o Pipes'ie jeszcze często.

Na koniec nie mogę sobie odmówić dygresji o Reaganie. Otóż kolega Ronald (nie mylić z Donaldem) jest uznawany za prezydenta, który uprawiał "9 to 5 job". Oznacza to mniej więcej tyle, że daleko mu było pracoholizmu. Carter z kolei, zapieprzał po kilkanaście godzin. Wynik jest taki, że Reagan w historii Ameryki zdystansował Cartera na maxa. Więć jeśli macie szefa, który mierzy Waszą pracę czasem, to ... zastanawiam się, jak znaleźliście kilka minut, by poczytać tego bloga :-)).

Aktorzy na prezydentów!!! Cholera, przecież u nas ten postulat został wcielony w życie. Teraz się na tym złapałem. Znowu dowód, że nie warto papugować obcych rozwiązań.

Życie to banda włóczących się razem komórek, mających wspólny cel.

Tak napisał Joe Haldeman w "Wiecznej wojnie". Ładne, nie? Ma rację Oramus, przypominając to zdanie w posłowiu, iż trudno o lepszą definicję życia.

Zapytacie czemu służą te erudycyjne sztuczki na tym blogu. Otóż "Wieczna wojna" to powieść o wojnie (cholera, co za truizm. No cóż, nie jestem Haldemanem). Czytam obecnie również "Rosję carów" Pipes'a i oczywiście tu znów wojny. Weźcie na tapęte dowolny naród, państwo, a tam wojny, pożogi i mordy. I na koniec tego wszystkiego często okazuje się, że to bez sensu. Że spór był głupi, że sporu nie było, bo ludzie jedynie nie potrafili się porozumieć. Strasznie jesteśmy ułomni.

A, "Wieczną" polecam. Kostium s-f jest tu dość obszerny, ale pod nim jak zwykle jest tylko normalne (?) życie.

Rosja największym rynkiem motoryzacyjnym Europy.

To się zaraz stanie. Rosja wynikiem sprzedaży 3mln nowych pojazdów w 2007 roku przeskoczyła Francję i goni Niemcy, tradycyjnego lidera kontynentu. W Rosji trwa boom samochodowy, zwrost sprzedaży między 2006 a 2007 roku to 60%. W segmencie małych aut (segment B i C) wzrost sięga 100%. To oznacza, że w boomie partycypują coraz to biedniejsze warstwy Rosyjskiego społeczeństwa.

Inna ciekawostka to Diesel. W Rosji Diesel jest rzadkością. Powodem jest chyba cena benzyny, ta jest tania - kosztuje 1/2 tego co w Polsce. Do tego dotąd trudno było kupić ropę (nie jest dostępna na wszystkich stacjach), a ta dostępna była kiepskiej jakości. Mercedes 2 lata temu wycofał ze sprzedaży swoje diesle w Rosji, ze względu właśnie na jakość paliwa. I tu również zachodzi zmiana. Na rynku nowych terenówek, popularnych samochodów w Rosji i tradycyjnym "dieslowskim" segmencie gwałtownie rośnie sprzedaż samochodów z silnikami wysokoprężnymi.


Mówiąć krótko: rynek rosyjski sie cywilizuje, nie jest już zderzeniem luksusu i biedy. I jest ogromny.