wtorek, 3 czerwca 2008

Rękopis znaleziony w Saragossie

Znacie? Zbigniew Cybulski w roli głównej, Wojciech Has reżyseruje.
Widziałem ten film dobrych kilka lat temu, kiedy jeszcze mieszkałem w Łodzi. To był pokaz specjalny w Łódzkim Domu Kultury. Na sali Has, w kondycji już słabej. Sala pełna.
Nie wiem, czy ja ten film zrozumiałem.

Ale dlaczego o tym piszę? Bo właśnie słucham Radio Moskwa. W każdy wtorek po 22 jest audycja o kulturze. I dziś mówią o filmie i literaturze polskiej. Tj głównie o tych powieściach, które doczekały się ekranizacji w polskim kinie. I mówią bardzo, bardzo ciepło.
Jestem dumny, cieszę się, że w kraju nad Wisłą tworzyli Has, Kieślowski, Wajda, Zanussi. Że prowadzili Cybulskiego i Olbrychskiego. Bo tak miło jest usłyszeć w obcym radiu, w kraju, w którym oficjalne media nie chwalą nas, że Polska wydała wielkich artystów.

Chyba trzeba będzie w Polsce wrócić do Rękopisu znalezionego w Saragossie.
A Radio Moskwa bardzo polecam. Nie tylko dlatego, że jest tu miejsce dla pochwał dla naszych rodaków.

środa, 28 maja 2008

Lenin, Leninek, a może samowar

Nekropolie oraz rynki, to miejsca które dużo mówią o miastach, w których się znajdują. Dlatego pojechałem na rynek znajdujący się na stacji metra Partizanckaja. Czego tam nie ma? Obok tradycyjnego bazarowego badziewia mnóstwo fajnych staroci/rupieci. Samowary, książki, znaczki, ordery, obrazy, plakaty, broń, mundury i jeden milion innych rzeczy. Wśród nich Lenin, Lenin na tysiąc sposobów.
Ciekawy jestem, czy jest innych człowiek, który doczekał się tylu "utrwaleń": obrazów, popierś, pomników. To trochę paradoksalne, że sztuka kocha bogów, i że sztuka kocha szatanów.

Dzieci - ofiary ułomności dorosłych.

Jest takie miejsce w Moskwie, które pokazuję wszystkim i zawsze. Na Błotnym Placu, w okolicach Galerii Trietiakowskiej znajduje się kilkanaście rzeźb wykonanych przez Michaiła Szemjakina i podarowanych Moskwie.
Rzeźby symbolizują różne sposoby wykorzystywania dzieci przez dorosłych. Są to uzależnienie od narkotyków, prostytucja, kradzieże, alkoholizm, ignorancja, nieodpowiedzialność nauki, obojętność, propaganda przemocy, sadyzm, zapomnienie, praca dzieci, bieda, wojna.
Cała instalacja poraża, nie daje spokoju i smuci.
Wyrastamy z dzieciństwa tak skutecznie, że następnie gotowi jesteśmy tak dzieci poniżać, wykorzystywać, czy niemal mordować.
Smutne miejsce, ale ważne.
Posted by Picasa

czwartek, 22 maja 2008

Całoroczne narty w Moskwie

To podobno największy taki kompleks w Europie. Dostępny od marca 2008. Nie tani, ulokowany na przedmieściach. Brzydki jak noc (widziałem jedynie z zewnątrz). Czyli ....Narciarski Ośrodek Obszaru Moskwy.
Czyli po prostu 400metrowa górka pod dachem. Róznica wznisień 60m. Na górkę wjezdza sobie 4osobowe krzesło. W powietrzu kilkustopniowy mróz.
Moze sie wybiorę?
Więcej tutaj
Posted by Picasa

Man Utd, Man Utd!!! Triumf w Moskwie

Ronaldo wali w Cecha, zamiast w bramke - wydaje się, że Man Utd właśnie traci szansę na zwycięstwo. Dalej wszyscy strzelają bez pudła. Zostaje tylko Terry. Lubię Terry'ego, jak trenowałem futbol, właśnie takim piłkarzem chciałem być, twardym, zadziornym, niezniszczalnym, ważnym dla drużyny. Terry nie trafia... Pierwsza seria rzutów karnych nie daje rostrzygnięcia. Co było dalej wiecie...
Na żywo wyglądało to wszystko pięknie, od samego początku. Tj. od ulic moskiewskich, gdzie kibice obu drużyn pokojowo mijali sie metrze, w barach, czy na Pl. Czerwonym. Łużnki też piękne. Niezły mecz.
Sport na najwyższym poziomie jest chyba sztuką. To co robi Ronaldo olśniewa (momentami, bo przecież nie piszę tutaj o kiksie, gdy nie wali karnego).
Sympatie kibiców po stronie Man (poza fanami Chelsea oczywiście), ciekawe prawda? To chyba zasługa Maurinho, który wciąż kojarzony jest z londyńczykami.
Cieszę się, że tu jestem i to widziałem. Jako chłopak marzyłem, że to mnię będą fetować podczas takich spotkań. Dreams come true, w swój nieprecyzyjny sposób. Ale come true :-)
Posted by Picasa

wtorek, 29 kwietnia 2008

Dzień Zwycięstwa (?)

W tym roku Rosjanie obchodzą Dzień Zwycięstwa bardzo hucznie. Ma być tak, jak za najlepszych czasów. Bo dziś w Rosji jest dobrze, znów jest dobrze. A ten dzień nadaje się do manifestowania zadowolenia jak mało który.
Czy dla nas 9 maj to dzień radości? Koniec wojny jest chyba zawsze powodem do ulgi. Nawet wtedy, gdy po wojnie nie przychodzi prawdziwa wolność. Dlaczego nie mamy naszego końca wojny, a moze raczej dnia uwolnienia się od socjalizmu? Dlatego, ze niektórzy za nim tęsknią?

Na zdjęciu zolnierze ćwiczą przed defiladą. Plac Czerwony był zamknięty przez kilkanaście dni.
Posted by Picasa

Moskwa - co robić, czyli kulturalny program wielkiego miasta

Jeśli jedziecie do Moskwy, albo już w niej jesteście, możecie sobie zorganizować czas dzięki dwóm websitom.
Pierwszy to Afisha.ru - tu dowiesz się, co dzieje się w kinach, teatrach, czy sportowych arenach wielkiech Moskwy.
Drugi to Moscow News - tygodnik, gdzie pojawiają sie b. ciekawe rekomendacje dot. wycieczek po Moskwie oraz po całej Rosji. Bardzo polecam ten website, bo proponowane wycieczki moskiewskie dotykają miejsc, o których cicho, lub mało w przewodnikach.

czwartek, 24 kwietnia 2008

Saszetka - symbol męskości

Pamiętacie saszetki? Nosili je mężczyżni. To była niewielka torebka na dokumenty, okulary, klucze i inne szpargały. Na telefon komórkowy NIE. Dlaczego, bo czasy z jakimi wiążę saszetkę nie znały telefonu komórkowego.
Mój tata miał saszetkę, pamiętam, że zawsze dzierżył ją w ręku. Ale co tam mój tata, chyba wszyscy faceci mieli saszetki. Skórzane, skóropodobne (socjalizm kochał "podobne" rzeczy, pamiętacie wyrób czekoladopodobny? czekoladowy inaczej).
W Moskwie saszetki rulez. Zrobię zdjęcia, obiecuję, by pokazać Wam bogactwo wzorów i rozmarów. Kolor zwykle czarny.
Dla tych, którzy wciąż nie wiedzą, o czym piszę, zdjęcie naszej bohaterki.

Pomyślalem, co zastąpiło saszetkę. To chyba plecak, tj. plecaczek w wersji citi.
Jak myslicie?

Chiński lotnik Jao Da

To nie będzie wpis o bohaterze wojennym. Nie wiem kim jest Jao Da, i czy w ogóle istnieje (choć biorąc pod uwagę mnogość istnień ludzkich kraju china people, to pewnie jakiś Jao, a może nawet Da istnieje).

Uwaga: od razu się koryguję, tu jest historia naszego asa przestworzy http://www.jao-da.ru/htm/dd-1.htm
Po krótce gość miał małego fijoła, bo całe życie latał. Nawet syna spłodził niejako przy okazji podróży lotniczej. Syn ów, o imieniu Biernar, nie poszedł w ślady ojca, ponieważ został restauratorem. A może wręcz przeciwnie, poszedł w ślady, tj zrobił to, co syn lotnika Jao Da zrobić powinnien, czyli otworzył bary i restauracje. Strasznie trudno mi spekulować w tym temacie, bo choć pracowałem w tej branży (słynna, światowa sieć superduperbiper McDonalds :-), to o tradycjach lotniczych nie mam pojęcia.

Ale, ale...To jest miałbyć wpis nie lotniczy, nie wspominkowy, a o klubie w Moskwie, gdzie spędziłem uroczy wieczór. Klub założył Biernar.
Klub ma bogaty program kulturalny i bardzo fajny klimat. Mały, miły i można słuchać, można tańczyć. Kolejny raz przekonałem się, że muzyka i taniec to międzynarodowe języki, kulturowe esperanto, które pozwala swobodnie "porozumiewać się" w dowolnym miejscu świata.

Jesteś w Moskwie, pomyśl o Jao Da:: http://www.jao-da.ru/

wtorek, 22 kwietnia 2008

Moskiewski Państwowy Uniwersytet

Jeśli uczelnia ma porażać swoją wielkością, to GUM to czyni.
Przypomniały mi się wycieczki do dziekanatu i prośby do miłych i niemiłych pań, by pomogły coś załatwić. Tutaj nim znalazł bym dziekanat, to pewnie sprawa sama by się rozwiązała.
Uwierzcie mi, do środka zmieściłby się Pałac Kultury (no może bez iglicy). To chyba zupełnie inna koncepcja budownictwa edukacyjnego, niz zachodnie kampusy.
Musi się tam mieścic mnóstwo wiedzy :-).
Pipes w "Rosji carów" pisze, ze przez pierwsze lata wykładowcami uniwerka byli obcokrajowcy. Studenci ich nie rozumieli. Elita wysyłała dzieci na studia za granicę. Ci którzy zostali, nie znali języków.
Pamiętam, ze na pierwszych lekcjach matematyki w liceum tez nic nie rozumiałem. A nauczyciel był Polakiem.
Posted by Picasa

środa, 16 kwietnia 2008

Galeria Trietiakowska wyszła na ulicę.

O Trietakowskiej jeszcze tutaj nie pisałem. Będzie o niej więcej w przyszłości, bo zasługuje na to, oj zasługuje.
A tym razem popatrzcie - kampania outdoorowa, dzięki której można pooglądać cuda z Trietiakowskiej na ulicach Moskwy. Szczęśliwie sama Moskwa już nie tonie w śniegu, jak sanie na obrazie Kustodiewa.

Polewaczki

Częsty obrazek na ulicach i chodnikach rosyjskiej stolicy. Kilka razy, gdy rano zmierzałem do pracy myślalem, że po raz kolejny przespałem nocny deszcz. Nieprawda, to były kałuże po polewaczce.
A ta na obrazku pochlapała mi trochę obiektyw. Się człowiek poświęca, by dokumentować swój pobyt tutaj :-).

wtorek, 15 kwietnia 2008

Ja klient.

Będąć tutaj konsumuję. Kupuję, zamawiam, pożyczam, otwieram rachunki bankowe. Uczestniczę w obrocie gospodarczym. I go obserwuję. Ogólne wrażenie jest takie, że jakość usług tu oferowanych, sposób kontaktu z klientem np. w sklepie, czy salonie sprzedaży jest niższy niż w Polsce. To wrażenie może być potęgowane (i przez to nieprawdziwe) moją słabą znajomością (uczę się, uczę się cieżko) rosyjskiego i kompletnym brakiem znajomości angielskiego przez Rosjan. Czyli komunikacja może ważyć na moim odbiorze tego, co obserwuję.

Tu również zdarzają się rzeczy, które przypominają mi o całkiem nieodległej, polskiej przeszłości.
W niedzielę poszedłem na targi. Wielki kompleks targowy, obok siebie targi jachtów i motorówek, następnie elektroniczne i w końcu fotograficzne. Próbuje wejść na fotograficzne, młody chłopak przy wejściu pyta o bilet. Nie mam. Na to on, że mogę kupić w kasie - 300 rubli, albo od niego - 200 rubli. I tak to oszczędziłem stówkę.

Inna historia - Włosi chcieli wejść na lodowisko na Placu Czerwonym. Cennik wejścia i wypożyczenia jest tylko po rosyjsku. Oni pytają mundurowego (nie wiem, czy to żołnierz, czy jakiś milicjant), co powinni zrobić. Ja jestem niemym świadkiem. A ten im składa propozycje: wejście i pożyczka łyżew 800 rubli, ale on może to załatwić za 600. Czyni to rosyjsku, oni nie rozumieją ni w ząb. Tłumaczę im tę biznesową ofertę. Rozumieją jej treść, nie rozumieją skąd taki wybór. Ja rozumiem, przecież to nam Polakom wcale nie jest takie obce.

Ale dzisiaj pełny zaskon (zaskon jako efektem mojego słowotwórstwa - polecam, brzmi jak słyszycie pięknie). Szukałem studia fotograficznego. Przypadek wiedzie mnie do jakiegoś mega profesjonalnego miejsca. Na miejscu okazuje się, że:
muszę zarejestrować się na jednym z dostępnych komputerów
otrzymuję natychmiast kartę klienta
na moją komórkę przyjdzie sms z info, kiedy mogę odebrać zamówienie
otrzymuję dostęp do websitu, gdzie mogę składać kolejne zamówienia i płacić za nie.

I to jest cały urok. Żołnierz proponujący łapówkę i foto serwis full profeska.

sobota, 12 kwietnia 2008

Gdy dzieje się coś ważnego, nikt o tym nie wie.

Nie pierwszy raz o tym myślę, że "przesypiamy" ważne momenty naszego życia. Łatwo o chwilę zadumy, gdy rodzi nam się dziecko, bo to przecież oczywiste, że to ważny moment i czas naszego życia. Jednocześnie jest tak, że nasze życie zmienia tor, nabiera rozpędu, albo hamuje, a my przekonani że nic się ważnego nie dzieje, spokojnie patrzymy na kolejne dni. Taka jest natura zmian i nie jest moją intencją tutaj apelować, byśmy dzień po dniu robili rachunek sumienia i "na siłę" doszukiwali się w życiu oznak nowości.

Wróciłem do tej refleksji dzisiaj, właściwie bez powodu. A precyzyjniej powód był, tyle jego przyczyna pojawiła się od tak.
Otóż uświadomiłem sobie, że najważniejsze momenty mojego życia nastąpiły z końcem maja i początkiem czerwca 1989 roku.

Co się wówczas dzieje?
1. zdycha socjalizm. Mamy wybory, komuniści oddają władzę, ich system rozpieprza się dokumentnie, sami tracą wiarę, że mogą się jeszcze uratować. W Rosji pieriestrojka, scenariusz ataku Układu Warszawskiego nie jest już aktualny. Mój kraj rozpoczyna swoją wielką zmianę. Pietrzak nie ma już powodu śpiewać "żeby Polska była Polską" (inna rzecz jest taka, że on jeszcze będzie później to śpiewał, ale nie jest jedynym, który dał się uwieść kaczorom i wciąż widzi we wszystkim układ). Polska staje się niepodległa, kilka/kilkanaście lat później będziemy w NATO, w UE, nie będziemy pokazywać paszportów jadąc na narty w Alpy.
A jeszcze jedno: zaczynają wydawać Gazetę Wyborczą - to dla mnie b. ważne.

2. skutecznie zdaję do ogólniaka, dostaję się do klasy, gdzie poznaję moją przyszłą żoną i ludzi, którzy do dziś pozostają najważniejszymi postaciami mojego życia. Przez kolejne 4 lata ogólniaka staję się tym, kim jestem dzisiaj.

Przez kilka tygodni 1989 roku dokonuję się zmiany, które ważą na moim losie do dziś.
Czy czeka mnie jeszcze kiedyś podobna zmiana?
A może ona już nastąpiła, tyle że jeszcze tego nie widzę?

Dzisiaj Dzień Kosmonautyki


47 lat temu z kosmodromu Bajkonur odleciał rakiętą Wostok w kosmos Juri Gagarin. Latał sobie 108 minut i wrócił :-). Podejrzewam, że nie miał wyjścia, tj nie mógł np wylądować sobie w Stanach i poprosić o wizę. To chyba nie tylko nie było niemożliwe, ale i bez sensu. Gagarin po powrocie stał sie bohaterem. I się rozhulał, tj, pociągał gorzałkę i chodził na dziewczynki.
Niestety krótko cieszył się sławą pierwszego kosmonauty. W 1968 roku zginął w katastrofie lotniczej. Przyczyny nie zostały wyjaśnione, ale domysłów jest wiele. Od takich, że zarówno on, jak i jego instruktor lotniczy byli pijani, po ingerencję UFO. Mam przeczucie, że to UFO. Nawet jeśli byli pijani.

Przed Gagarinem w kosmosie była Łajka, kundelek wysłany przez Rosjan na orbitę okołoziemską. Co ciekawe Łajka nie była chowu laboratoryjnego, przeciwnie, znaleziono ją bezpańską na ulicach Moskwy.
Łajka zdechła podczas lotu. Wczoraj w Moskwie odsłonięto jej pomnik.

Jak widzicie plan podboju kosmosu jest mega śmiertelny.

PS. Gagarin nie lądował wracając z kosmosu, tj. nie lądował Wostokiem, którym odleciał z Ziemi. Katapultował się z niego i wylądował na spadochronie. Planowo, to nie była awaria.
PS. pierwszymi żywymi stworzeniami poza atmosferą były ... muszki owocówki. Przyznam, że dotąd miałem je za straszne dziadostwo, ale teraz: RESPECT.

piątek, 11 kwietnia 2008

Moskwa jakiej nie ma.


Dzisiaj o Moskwie jaka miała być, jaką chcieli ją uczynić socjalistyczni wizjonerzy.
Zaprzęgli oni do pracy największych radzieckich architektów: B. Icfana, A. Schuseva, I. Zholtovskiego, braci Vesnin , I. Fomina, L. Rudneva, I. Golosova, V. Schukova.

Cel był...no cóż, jaki mógł być? Uczynić z Moskwy pierwszą stolicę socjalistycznego świata, uosobiając w jej architekturze idee i osiągnięcia socjalizmu. A wszystko to oczywiście w jak najkrótszym czasie.

Projekty które tutaj pokażę, nie wyszły zwykle poza etap wizualizacji, czy makiety, żaden z nich nie doczekał się realizacji (z jednym wyjątkiem :-)). Chyba szkoda, bo niektóre imponują i jeśli zapomni się o całej ideologii, jaka za tym stała, są, przyznacie, ujmujące.


Pałac Rosjan



To co widzicie jest efektem ogromnego konkursu ogłoszonego w 1931 roku. Napłynęło 160 prac. Wygrała propozycja grupy architektów, w której był nawet Amerykanin (sic!).
Na szczycie oczywiście Lenin.




Pałac technologii



Budynek miał osiąść na brzegach rzeki Moskwy. To miał być oczywiście manifest technologii przemysłu, rolnictwa, transportu i komunikacji.
Bardzo lubię ten projekt.




Budynek Ministerstwa Przemysłu Cieżkiego



Z roku 1934. Tu już nie ma kompromisów, idziemy na maksa. Jest klasycznie, jest bogato, jest ciężko, bo to ciężki przemysł miał być tu planowany.
To chyba mój ulubiony.




Budynek Aeroflotu




Czyli krótko rok 1934 i "a monument to the glory of Soviet aviation". Ale uwaga: generalne założenia projektu zostały inkorporowane pół wieku później w kompleks budynków, które obecnie są zajmowane przez rząd Rosji.




Dom książki


To powinno być nauka, dla nas wszystkich. Oto szacunek dla książki, dla słowa pisanego, dla farby drukarsiej i papieru. W końcu dla geniuszu, dla pióra lekkiego.





Pałac Rosjan - jeszcze raz


I na koniec zatoczymy kółko. Rozpoczęliśmy od Pałacu Rosjan - projektu z 1934 roku, skończymy na ostatecznej wersji, starszej o 12 lat.
To miał być najwyższy budynek świata - 415m, na szczycie 100m Lenin. Ten budynek rozpoczęto budować, w 1939 roku odlano część fundamentów. 2 lat poźniej Hitler uderzył na Rosję i budowę przerwano. Nigdy jej nie wznowiono.
Nie ma 100m Lenina :-(.
Tekst inspirowany jest oraz zdjęcia pochodzą z serwisu Москва невоплощенная

poniedziałek, 7 kwietnia 2008

Komsomolec idzie na dno. To już 20 lat.

Pewnie wszyscy pamiętacie tragedie Kurska, rosyjskiego okrętu podwodnego. Ale wcześniej,
7 kwietnia 1988 roku zatonął Komsomolec, sztandarowy okręt podwodny marynarki radzieckiej. Stało się to na Morzy Norweskim koło Wyspy Niedźwiedziej, 600 km na północ od Murmańska, 300 km od wybrzeży norweskich.

Podaję za websitem "Okręty podwodne świata" :
"Ten niesamowity okręt podwodny był szczytem radzieckiej myśli technicznej. Podwodny myśliwiec, flagowy okręt największej podwodnej armady na świecie, duma radzieckiej armii i postrach NATO-wskich flot, leży spokojnie na dnie Morza Norweskiego. Jak mogło się stać, że uważany za niezatapialny okręt podwodny (tak twierdził podczas wodowania 9 maja 1983 roku marszałek Dimitrij Ustinow) jednak zatonął.

Okręt podwodny Komsomolec był wykonany z tytanu z niewielkimi dodatkami aluminium, cyrkonu, molibdenu, wanadu i talu. Tytan jest niemal dwa razy lżejszy od superwytrzymałej stali, z której robi się współczesne okręty podwodne. Niestety tytan jest blisko 10-krotnie droższym surowcem niż stal i bardzo trudnym w obróbce. Jednak Rosjanom udało się w zadowalający sposób opanować spawanie tego metalu, a koszty nie miały większego znaczenia.

Okręt mógł bez wynurzenia przetrzymać cztery miesiące i z głębin strzelać torpedo-rakietami RK-55. Taka torpeda wynurza się z wody, leci nisko nad powierzchnią morza dzięki czemu jest praktycznie niewykrywalna dla radarów, by blisko celu znowu zanurkować i niewidoczna dla przeciwnika, ugodzić głowicą atomową w cel podwodny lub nawodny. Prawdopodobnie okręt był również uzbrojony w pociski manewrujące SS-N-21 o zasięgu 3 tys. km. Nic jednak nie wiadomo na temat mocy głowic nuklearnych tych rakiet ani ich celności. Okręt był również uzbrojony w torpedy HWT-65 z głowicami o mocy 20 KT i zasięgu 50 km. Maksymalną szybkość 35 węzłów zapewniał okrętowi reaktor atomowy o mocy 190 megawatów."

Ten cud techniki 20 lat temu zatonął. Zginęło 48 ludzi. Większość w lodowatej wodzie, czekając na ratunek, ponieważ większość załogi opuściła okręt, nim zaczął on tonąć.
Leży na 1500 m, podobno zabezpieczony przed wyciekiem radioaktywnych materiałów.

Przypomniał mi sie "Das boot". Gdy kolejny raz będę go oglądał, przypomni mi się pewnie historia Komsomolca.

niedziela, 6 kwietnia 2008

Za mudurem panny sznurem

Werbunek żeglarzy drewniej odbywał się tak, że w knajpie, tawernie namawiano pijanych facetów do podpisania jakiegoś kwitu, ośmielając ich kolejnymi dawkami alkoholu. Nieco później jakiś copywriter - pionier napisał slogan obecny w tytule tego posta. Czy miał on wymiar międzynarodowy, czy lokalny, nie wiem. Tak czy siak dzisiaj werbunek odbywa się inaczej. Nawet w Rosji.



Ładne nie?, sfotografowałem to w metrze.
Napisali, iż puki jesteś młody i masz dużo sił i energii idź do wojska służyć kontraktowo. Obok zachęcający wojak i piękne, piękne widoki.

Mnie to rusza, tj. widoki, wojak jakoś mniej. Całe życie marzę o tym, by pracować na łonie natury, a ta obecna tutaj jest usobieniem moich najlpszych marzeń: woda, las, góry.

Zatem dziewczyny, szukajcie sznura, się zgłaszam, a co.

Nauka historii może wyglądać inaczej.

Miałem kiedyś taką debatę intelektualną, wewnętrzną (sam się śmieję z tego, co napisałem). Zderzyłem mianowicie dwa modele nauczania: model współczesny, gdzie dziecko uczy się "odzielnie" przedmiotów takich jak biologia, geografia, historia. I drugi model, model guwernantki, gdzie jak się domyślam, nie istniał taki rygor podziału. Wróciłem kilka dni temu do tego dualizmu rozwiązań, gdy rozpocząłem lekturę "Rosji carów" Richarda Pipes'a. Dlaczego?

Otóż dlatego, iż książka ta, traktując o historii Rosji od samego jej początku, rozpoczyna się rozdziałem "Środowisko geograficzne i jego znaczenie". Tak proszę Państwa, autor pisze o geografii, bo uznaje, że waży ona na historii Rusi. Waży bardzo mocno. Jak, pisać teraz nie będę, bo nie w tym rzecz, nie w tym dzieło - wolno tłumacząc z rosyjskiego :-).

Tu chodzi o to, że ucząc sie w modelu współczesnym zapominamy, a może powinienem napisać: utrwala się w nas podział, który jest nienaturalny i zgubny na skutecznego rozumienia otaczającego nas świata.

Idę szukać guwernantki. Dla syna oczywiście.

Rosja reżimem patrymonialnym.


Czytam tutaj "Rosję carów" Pipes'a. Pipes ma korzenie polskie, urodził się w Cieszynie, mieszkał w Warszawie, skąd uciekł w październku 1939 roku. Lata później został profesorem historii na Harvardzie, oraz doradzał Reaganowi w sprawach sowieckich i wschodnio-europejskich.

Pipes forsuje tezę, że Rosja to reżim patrymonialny. To taki reżim, gdzie "prawa suwerena i właściciela stapiają się do tego stopnia, że nie sa się ich od siebie odróżnić, a władza polityczna sprawowana jest tak jak ekonomiczna." To nie jest despotyzm (czyli władza absolutna) o tyle, że despotyzm to zdegenerowana władza monarsza. Reżim patrymonialny jest samorodkiem, nie mutacją innego porządku władczego. Pipes pisze "despota narusza prawa własności swoich poddanych; władca patrymonialny nie uznaje nawet ich istnienia". Zwierzchność i własność to jedno. Dalej, w takim reżimie nie istnieją formalne ograniczenia władzy politycznej, zapomnijcie o swobodach obywatelskich.

Patrymonializm jako reżim kształtuje się w Rosji od jej zarania, czyli od pochodu Słowian na wschód, co ma miejsce jeszce w pierwszym tysiącleciu naszej ery. A następnie utrzymuje się się przez całe drugie tysiąclecie.

Będzie na tym blogu o Pipes'ie jeszcze często.

Na koniec nie mogę sobie odmówić dygresji o Reaganie. Otóż kolega Ronald (nie mylić z Donaldem) jest uznawany za prezydenta, który uprawiał "9 to 5 job". Oznacza to mniej więcej tyle, że daleko mu było pracoholizmu. Carter z kolei, zapieprzał po kilkanaście godzin. Wynik jest taki, że Reagan w historii Ameryki zdystansował Cartera na maxa. Więć jeśli macie szefa, który mierzy Waszą pracę czasem, to ... zastanawiam się, jak znaleźliście kilka minut, by poczytać tego bloga :-)).

Aktorzy na prezydentów!!! Cholera, przecież u nas ten postulat został wcielony w życie. Teraz się na tym złapałem. Znowu dowód, że nie warto papugować obcych rozwiązań.

Życie to banda włóczących się razem komórek, mających wspólny cel.

Tak napisał Joe Haldeman w "Wiecznej wojnie". Ładne, nie? Ma rację Oramus, przypominając to zdanie w posłowiu, iż trudno o lepszą definicję życia.

Zapytacie czemu służą te erudycyjne sztuczki na tym blogu. Otóż "Wieczna wojna" to powieść o wojnie (cholera, co za truizm. No cóż, nie jestem Haldemanem). Czytam obecnie również "Rosję carów" Pipes'a i oczywiście tu znów wojny. Weźcie na tapęte dowolny naród, państwo, a tam wojny, pożogi i mordy. I na koniec tego wszystkiego często okazuje się, że to bez sensu. Że spór był głupi, że sporu nie było, bo ludzie jedynie nie potrafili się porozumieć. Strasznie jesteśmy ułomni.

A, "Wieczną" polecam. Kostium s-f jest tu dość obszerny, ale pod nim jak zwykle jest tylko normalne (?) życie.

Rosja największym rynkiem motoryzacyjnym Europy.

To się zaraz stanie. Rosja wynikiem sprzedaży 3mln nowych pojazdów w 2007 roku przeskoczyła Francję i goni Niemcy, tradycyjnego lidera kontynentu. W Rosji trwa boom samochodowy, zwrost sprzedaży między 2006 a 2007 roku to 60%. W segmencie małych aut (segment B i C) wzrost sięga 100%. To oznacza, że w boomie partycypują coraz to biedniejsze warstwy Rosyjskiego społeczeństwa.

Inna ciekawostka to Diesel. W Rosji Diesel jest rzadkością. Powodem jest chyba cena benzyny, ta jest tania - kosztuje 1/2 tego co w Polsce. Do tego dotąd trudno było kupić ropę (nie jest dostępna na wszystkich stacjach), a ta dostępna była kiepskiej jakości. Mercedes 2 lata temu wycofał ze sprzedaży swoje diesle w Rosji, ze względu właśnie na jakość paliwa. I tu również zachodzi zmiana. Na rynku nowych terenówek, popularnych samochodów w Rosji i tradycyjnym "dieslowskim" segmencie gwałtownie rośnie sprzedaż samochodów z silnikami wysokoprężnymi.


Mówiąć krótko: rynek rosyjski sie cywilizuje, nie jest już zderzeniem luksusu i biedy. I jest ogromny.

poniedziałek, 17 marca 2008

Źli rodzice nie znają imienia swojego syna

Nasz syn ma na imię Borys. Zgodnie z zasadami polskiego języka wymawiamy to, akcentując przedostatnią sylabę, czyli bo.
Niby wszystko ok, no może dzieciak nie ma popularnego imienia, może to budzi u niektórych niesmak, ale generalnie wszystko wydawało się ok.
ALE JEST ŹLE!!, ponieważ:
jak wyjaśniła mi moja nauczycielka języka rosyjskiego, sprawa wygląda następująco:
- mój syn ma na imię Борис, czyli Boris
- akcent w tym imieniu pada na ostatnią sylabę, czyli ris.

Czyli: głupi rodzice zapożyczyli imię dla dziecka od Rosjan. Przez ponad 6 lat nazywli niepoprawnie swoje dziecko. Ostatecznie ojciec pojawił sie w kraju, gdzie Borysów, przepraszam Borisów jest nieco więcej i dowiedział się, jaki popełniał błąd.

Boris, jeśli czytasz tego bloga, przygotuj się na duża zmianę w swoim życiu.

Każdy ma swojego Leppera

Wczoraj państwowe kanały telewizyjne obszernie relacjonowały spotkanie dwóch prezydentów Rosji (bo Rosja ma właściwie teraz dwóch) z przedstawicielami różnych ruchów politycznych Rosji. Był oczywiście Żyrynowski.
To chyba tutejszy Leper. Ta sama pasja podczas wypowiadania się. Ta sama biegłość intelektualna (tak wiem, nawet Gazeta Wyborcza podejrzewała kiedyś Lepera o rozum, ale nie znaleziono dowodów). Ba, nawet są podobni. Nasz Leper nauczył się nosić garnitur i krawat, Żyrynowskiemu wciąż przeszkadza taki mundurek.
Pozostaje pytanie, czy Rosja ma też swoich "The Brothers" ;-), a właściwie "The Twins"?
Czy może biedna RP ma unikalny w skali świata przywilej noszenia dwóch geniuszy - bliźniaków na swej ziemi?

Taniec z gwiazdami - w Rosji także. Jaka ulga

Szanowni, tak, tak, tak!, Tu też dotarły gwiazdy, też tańczą. Wygląda to zupełnie tak samo jak w Polsce. Mają swoją Ścichapęk (tj. Cichopek), która prowadzi ten wyśmienity program. Jest równie cudownie jak w Polsce, a wcześniej pewnie w Stanach i dziesiątce innych krajów.
Cóż, okazuje się, że gusta nie znają granic. A bezguścia mają je za nic.

sobota, 15 marca 2008

Restauracja uzbekistańska

Jest mega fajna. Siedzi się na niskich ławkach, w poduszkach, trzeba zdjąć buty. Co pewien czas siła muzyki rośnie i rozpoczyna się taniec. Dziewczyny wirują brzychami, biodrami, biustami. Żarełko jest wyśmienite. Po żarełku obowiązkowa fajka, nasza wypełniona była winen, tytoń był jabłkowy. Samo palenisko fajki też było z jabłka. Wyśmienite. Jeśli potrzyma się dym dłużej w płucach, robi się na momencik kolorowo.
Polecam tę restaurację, ul. Pokrovka 10, nie można jej nie znaleźć, cały front jest bardzo orientalny. Środek jeszcze bardziej. Ktokolwiek przyjedzie do mnie do Moskwy niech się czuje zaproszony. It is "a must to visit place".

Biegam tu, biegam tam.

W Moskwie też można biegać!
To wcale nie wydaje się takie oczywiste, jeśli na co dzień chodzi się po centrum Moskwy, gdzie wszędzie są samochody, a chodniki pocięte są kolejnymi terenówkami, które zagradzają przejścia.
Ale..można
Pobiegałem już po Parku Izmajłowskim oraz, dzisiaj, wdłuż brzegów rzeki Moskwy. Dziś nawet w towarzystwie Francuzki, Polski i Bułgara. Pokonaliśmy 20km, w towarzystwie jakoś łatwiej to przychodzi.
Widzieliśmy innych biegaczy, część to chyba też ekspaci, ale byli również moskwiczanie.
Tu się da biegać!!!!
View Interactive Map on MapMyRun.com

czwartek, 13 marca 2008

Ja tutaj, rodzina tam.

Będzie trochę osobiście w tym wpisie.
Potocznie uważa się, ze idealnymi kandydatami na kilkumiesięczne wyjazdy zawodowe są osoby samotne. Wyjeżdżając, nie pozostawiają oni rodziny, nie ma problemów z tęsknotą, patrzenia na fotografie w pustym pokoju hotelowym, gdy tęsknisz za rodziną.
Moja obserwacja jest nieco inna. To właśnie rodzina, za którą się tęskni regularnie przypomina, jakie szczęście się posiada, iż ma się do kogo wracać. Iż ten pobyt daleko od domu ma sens, właśnie przede wszystkim dlatego, iż wkrótce się wróci.
Tak to widzę. Zobaczymy czy będę rewidował to podejście.

poniedziałek, 10 marca 2008

Lodowisko na Placu Czerwonym

Plac Czerwony - bohater skojarzeń z paradami wojskowymi i mauzoleum Lenina. To wszystko ok, ale obok tego na Placu Czerwonym zimą jest sztuczne lodowisko. Za kilkadziesiąt złotych można wypożyczyć łyżwy i pohasać na lodzie.

Mr Lenin się chyba leciutko wierci w grobie, choć biorąc pod uwagę fakt, że jest pod pilnym nadzorem, to chyba za mocno wiercić się nie może.

Bardzo brakuje mi tutaj aparatu fotograficznego, by np. ten wpis zilustrować właściwym obrazem. Obiecuję poprawę. I zamierzam iść na łyżwy. Co tam Stegny, co tam Torwar, dopiero lodowisko w sercu Moskwy to jest to!

Dawid i Mumie w Muzeum im. Puszkina

Wczoraj skierowałem się do muzeum im. Puszkina. Jest tam posąg Dawida dłuta Michała Anioła. Dawid, jest rozmiarów XXL (co jest nieco paradoksalne), ponieważ Pan Michał wyrzeźbił 5,5 metrowego kolosa. Ale jest piękny. I jest nagi. Czyli widać też Dawidka.

Po raz pierwszy widziałem tam w swym życiu mumie. Myślisz mumie, widzisz piramidy i Egipt, ja zobaczyłem mumie w Moskiwe.

Zwiedziłem tylko parter, albo jak kto woli pierwsze piętro. Bo tu w Rosji nie ma parterów, tj. parter jest pierwszym piętrem. Drugie piętro, czyli pierwsze (ufam, że to wciąż jest jasne, o jakim piętrze piszę) zostawiłem sobie na kolejną wizytę.

Muzeum strongly recommended, naprawdę zachwyca i cieszy. Wszak dowodzi, że stać nas ludzi nie tylko na wojny i gwałty, ale zostawiamy po sobie też sztukę.

sobota, 8 marca 2008

Wanna meet billionair, come to Moscow

To tylko jeden z wniosków płynących z lektury listy najbogatszych ludzi świata, opublikowanej po raz kolejny przez Forbes. Nie ma na świecie miasta z większa ilością miliarderów dolarowych niż Moskwa.

W pierwszej setce bogatych tego świata jest ogółem 19 Rosjan, jedynie Yankesi mają bogatsze reprezentację.

Rosyjskie fortuny stają sie co raz bardziej zdywersyfikowane, tj. co raz mniej opierają się jedynie na surowcach naturalnych.

Kończę, idę szukać tych dolców.

Dzień Kobiet, a właściwie Międzynarodowy Dzień Kobiet

To już jutro. Tutaj w Moskwie świeto zaczyna się już dziasiaj, bo kobiety otrzymują kwiaty w pracy. Ładnie to wygląda na ulicy, bo mnóstwo dam chodzi dziś z kwiatami.

W Rosji Dzień Kobiet to dzień wolny od pracy! Jak powiedziała moja żona: zobacz jakie kobiety są tam ważne! Cholera, pewnie ma rację.

I jeszcze jedno: uderzyło mnie, że tutaj pisze się o Międzynarodowym Dniu Kobiet. Pomyślałem, że to dziwne, że niejako wymusza się, by cały świat obchodził to święto. Ale nie o to chodzi. To świeto jest tutaj międzynarodowe, Rosja jest krajem wielu narodów. Podobno jest ponad 50, tj jest ponad 50 50tysięcznych narodów w ramach Rosji. Mała głowa Polaka tego nie dostrzegła.

piątek, 7 marca 2008

Kampania wyborcza, a właściwie jej brak

Mój przyjazd do Moskwy nastąpił dzień po wyborach prezydenta Rosji. Co mnie zdumiało, to praktycznie brak komunikacji marketingowej dotyczącej tego wydarzenia. Gdzie są billboardy kandydatów, plakaty, ulotki? Sporadycznie widziałem plakaty z info o wyborach, ale nie widziałem śladów kampanii kandydatów. Czy to wynik tego, że z góry było wiadomo kto wygra, czy tu nie ma praktyki marketingu politycznego?