niedziela, 6 kwietnia 2008

Życie to banda włóczących się razem komórek, mających wspólny cel.

Tak napisał Joe Haldeman w "Wiecznej wojnie". Ładne, nie? Ma rację Oramus, przypominając to zdanie w posłowiu, iż trudno o lepszą definicję życia.

Zapytacie czemu służą te erudycyjne sztuczki na tym blogu. Otóż "Wieczna wojna" to powieść o wojnie (cholera, co za truizm. No cóż, nie jestem Haldemanem). Czytam obecnie również "Rosję carów" Pipes'a i oczywiście tu znów wojny. Weźcie na tapęte dowolny naród, państwo, a tam wojny, pożogi i mordy. I na koniec tego wszystkiego często okazuje się, że to bez sensu. Że spór był głupi, że sporu nie było, bo ludzie jedynie nie potrafili się porozumieć. Strasznie jesteśmy ułomni.

A, "Wieczną" polecam. Kostium s-f jest tu dość obszerny, ale pod nim jak zwykle jest tylko normalne (?) życie.

Brak komentarzy: